środa, 11 września 2013

F.S.Fitzgerald - ja tjebja ljubju!

(relacja z książki i okolic)(nie żeby recenzja, nie)

"Piękni i przeklęci". Czasy windziarzy i futer z wiewiórki. "W adamaszek oblekano wówczas tylko księży i kanapy".

Mnóstwo w tym Fitzgeraldzie czarnych refleksji nt. 3 dekady życia. Gloria uznana (jako 30-stka) za niezdolną do służby kinematograficznej (może się nada jako "wdowa z charakterem") mdleje, zalewa się łzami "och moja piękna buzio, dlaczego cię tracę?" (Dokładniej: "jej szare oczy napełniły się łzami", padła na kolana przed lustrem - "och moja śliczna buzio! - szeptała zdjęta żalem - och moja śliczna buzio! Och, nie chcę bez niej żyć!", padła na twarz na podłogę) plask!

Co bardziej fascynujące, Antony i Gloria przypominają mi kilka postaci Nabokova n a r a z. Protoplaści?

Kilka prześwitujących bliźniactw:
Anthony zbiera w młodości znaczki: "każdemu kto przerywał mu zabawę ze znaczkami obrzucał gniewnym, niecierpliwym spojrzeniem" (mały Łużyn?)(znaczki, szachy, hermetyczne monomanie)
Gloria: Sonia- kokietka z "Podwigu", z "Podwigu" też człowiek bez talentu, studenckie filozofujące towarzystwo. Świat stoi otworem, rasowe wierzchowce. W międzyczasie Anthony jest trochę podobny do persony z "Przezroczystych przedmiotów"(a przynajmniej sposób konstruowania jego osoby), i trochę do Franza z "Król, Dama, Walet". Bratnia bezdusza? Półdusza? Dusza bez woli. Bezwolny. Pół-Kukła. Końcowa szajba ze znaczkami nieco spokrewniona z końcową przemową z "Rozpaczy". Pod koniec książki wykładniczo wzrasta prędkość staczania, poziom groteski (pani Kropeczka albo delyrium), ogólna żałosność.


I jeszcze o twarzach: "Wiadomo, że sporo jest na świecie takich twarzy, nad których obrobieniem przyroda nie zastanawiała się zbyt długo i nie używała żadnych dokładniejszych narzędzi, jako to: pilników, świderków i tak dalej, lecz po prostu rąbała co sił w garści. Machnęła toporem raz – wyszedł nos, machnęła drugi raz – wyszły usta, ogromnym świdrem wywierciła oczy i nie oskrobawszy, puściła w świat wyrzekłszy: żyje!" - to akurat jest Gogol. Anthony jest glansowany ironią, w pierwszym akapicie.(czymś trzeba kukłę zawsze nawoskować)

Mój egzemplarz biblioteczny maniakalnie popodkreślany przez jakiegoś fanatyka przygotowującego się do testu z "Pięknych i przeklętych"- podkreślił wszystko co skrajnie nieistotne: nr buta, charakterystyka postaci, nazwiska bohaterów trzecioplanowych. Na jednej ze stron policzył pisemnie: 100 minus 7.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Sądzisz coś o tym lub o tamtym? Uzewnętrznij się. (W pewnych granicach). (Czasem nie odpisuję, albo odpisuję po kilku latach. I takie tam) (Wiem że to nieadaptacyjne.)