sobota, 19 sierpnia 2017

Wszechobecne w naszej




fragment pracy "Quo vadis, Sienkiewiczu Henryku", 2017, instalacja


Emilia Rosół, rocznik 2008
graficzka, neurotyczka, magisterka sztuki, etka, stka. Tka.

Co jest dla ciebie najważniejsze w twojej sztuce?
Niedawno w Zniechęcie pokazywałam moje wideo przedstawiające kobietę zdejmującą kapelusz i zakładającą (ten sam) kapelusz. Obraz tej kobiety był nałożony został na film z mężczyzną otwierającym konserwę turystyczną. Z głośników umieszczonych w rogach sali odtwarzałam głosy mew i głosy nagich japońskich turystów. Stosowane przez mnie gesty zawłaszczenia przestrzeni galerii i transformowania jej w uniwersalną przestrzeń znaczeń mają unaocznić fetyszyzującą arealność świata w którym żyjemy i zdekonstruować mit kobiety jako instytucji pasywnej. Gest zdejmowania kapelusza implikuje pierwotny strumień życia, tłamszony zarówno przez beneficjentów patriarchalnej machismo-kultury jak i przez jej półświadome partycypantki. Ustawiona w rogu instalacja z lalek Barbie ma za zadanie zachęcać do refleksji nad rolą, jaka w tej rzeczywistości bezalternatywnej jest narzucana kobiecie. 

Jaka jest geneza instalacji "Joints", twojej najnowszej pracy?
Kiedyś ze znajomymi poszliśmy nad rzekę i tam były takie śmiechowe ryby. Różne takie, karpie, szprotki, łososie. I nagle wpadłam na pomysł że jest duże podobieństwo między kształtem ryby a moim łokciem. Łokieć symbolizuje ruchliwość, podróże, nieustanną wędrówkę w poszukiwaniu sensu (śmiech). Że jesteśmy jak te ryby w rzece życia. I ja ten łokieć chciałam fotografować na tle różnych świętych miejsc na całym świecie. Zdobycie funduszy zajęło nam trochę czasu, wiesz, całe to składanie wniosków trwa wieki. W Meksyku fotografowaliśmy mój łokieć na tle świętej świątyni Majów, to było niesamowite przeżycie. Są też zdjęcia z Austalii, na tle chat Aborygenów i jedno zdjęcie, moje ulubione, z Grenlandii. W Indiach ludzie przynosili nam święte dary, a w Kanadzie nocowalimy na fiordach. W rezultacie okazało się że materiału jest więcej niż planowaliśmy i część tych zdjęć będzie wyświetlana na fasadzie zamku krzyżackiego w Malborku na festiwalu Art&Sztuka.

Jakie są twoje artystyczne plany na przyszłość?
No przede wszystkim kolaborancja z duetem ExNihilo, który zrobił świetną muzykę do mojej serii obrazów "Morze Jezioro Może" i didżejską oprawę do mojej sztuki pt. "Pekaes". To jest opowieść o ludziach znikąd, którzy pojawiają się i znikają. Ta sztuka wyjdzie też w postaci audiobooka do którego komiks opracował Don Tyfus. Mamy w planach dużą wystawę ze zdjęciami z tego spektaklu, wydrukowanymi na wielorybach za pomocą ekologicznych farb. Tym gestem chcemy zwrócić uwagę na problem wykluczenia ekologicznego gatunków niszowych. Sama widzisz, mam teraz na sobie koszulkę z ginącym gatunkiem chrabąszcza. Oprócz tego z grupą PostKwadrat robimy instalację o problemie niedożywienia. Chcemy chodzić po ulicach i filmować ludzi wychodzących z supermarketów z zakupami, a przez głośniki puszczać tabele wartości odżywczych różnych produktów recytowane przez znanych aktorów. Chcemy żeby to skłoniło do przemyśleń ludzi zapętlonych w konsumpcjonistycznej rzeczywistości, żeby im się coś otworzyło w głowie. Poza tym piszę książkę, fikcja oparta na faktach, o subkulturze surferów w południowym Iranie. Chcę to wydać na jesień, razem z moją fotorelacją z porodu słoniątka z poznańskiego zoo.

Znany krytyk NNXY pisze o tobie że "jej głównym środkiem wyrazu jest przełamywanie konserwatywnej opresyjnej wielowiekowej symboliki za pomocą działań anty-artystycznych". Jak się do tego ustosunkowujesz?
Moje sztuka bazuje na fetyszach codzienności, a jednocześnie stara się sięgnąć głębiej, w warstwę znaczeń ukrytych. Na przykład fenomen portali internetowych, stricte egzystencjalna samotność, kiczowate pocztówki z zachodami słońca jakie kupuje się na wakacjach, to wszystko stanowi całość, jak mawiał mój profesor z ASP, "kultury zachodu Zachodu". Ja staram się być ponad tym, a jednocześnie zajrzeć w głąb. My teraz, w XXI wieku, nurzamy się w zupie symboli która kiedyś byłaby nie do pomyślenia. Mann pisał swoje opowieści bez edytora tekstu i modułu sprawdzania pisowni. A my to wszystko mamy. Współczesny człowiek pędzi przed siebie, nie zatrzymując się na stacjach pośrednich. Ja chciałabym żeby dostrzegł urok małych stacyjek, na których w sklepiku z pamiątkami można kupić figurkę plastikowego dinozaura. To wszystko.

Dziękuję za rozmowę. 
Ja równięż. 


czwartek, 17 sierpnia 2017

Czwartek z Pankracym

Ćwiczenie stylistyczne: infantylizm ad extremum

Dziś szef kuchni poleca: tekst maksymalnie zinfantylizowany, na granicy zidiotyzowania, jednakże nieprzekraczający. To też skutek uboczny tego jak czasem wpadnę w dygot w dziale z literarutą dziecięcą. 

***

Wiewiórek Pysio obudził się raniutko i przeciągnął się ziewając "uuuaaaaaaeeeebłeeeebłeee". Pokicał do okienka i wyjrzał przez okienko. Gdzie nie patrzeć śnieg pluszową pierzynką okrywał pączki kwiatów i dorabiał skrzynkom na listy śmieszne czapeczki. "Ciekawe czy Jeżyk Gapcio już wstał czy jeszcze chrapie pod pierzynką. Czas obudzić leniuszka!"- pomyślał - I chwyciwszy koszyczek z ciasteczkami i z marmoladą wyskoczył z norki. Ach, ale ze mnie gapcio! - zawołał - zapomniałem rękawiczek! I wrócił po rękawiczki, bardzo z siebie zadowolony. I biegł przez dolinkę i wesoło przy tym podśpiewywał "hej hej, la la, zima, hej hej, la, la". Przechodząc pozdrawiał ptaszki które radosnym świergotem. Nie minął kwadrans i już zziajany zdejmował pantofelki w domku Jeżyka Gapcia i ustawiał je obok bucików gospodarza.

"Co będziemy dziś robić, Jeżu Pysiu?" - zapytał Wiewiórek Gapcio. "Jest za zimno żeby kąpać się w jeziorku, a łyżwy zostawiłem u Dzięcioła Gargamela". Jeż Pysio zawsze miał dobre pomysły i tym razem. Razem wspólnie uradzili, że razem będą przygotowywać ozdobne pudełka z pudełek po kartonach. 
"Ojej - zakrzyknął Wiewiórek - ale czy damy radę?"
"Moja w tym głowa", uspokoił go Jeżyk. Nie ma strachu, rachu ciachu."- dodał.
"Co to znaczy?" - zwątpił Wiewiórek?
"To znaczy że jesteśmy wspaniałą drużyną, a wspaniała drużyna musi trzymać się razem"
"Inaczej nie była by drużyną" - dorzucił Wiewiórek, już nieco pewniej, ale zaraz dodał - "Ale co to znaczy razem?"
"Razem, Jeżyku Gapciu, to znaczy ty i ja, nas dwoje" - wyrecytował nieco już zirytowany Wiewiórek
"Razem to znaczy nie osobno? Prawda Wiewiórku?" - dodał cicho Jeżyk.

A musicie wiedzieć że za oknem formował się już ciepły front atmosferyczny i pani Lato swoimi delikatnymi pajęczynkami stukała już do gniazd bocianów, do śpiącego w kaloszu jeża i do zwiniętej w kokonie dżdżownicy. A musicie wiedzieć że Jeżyk Wiewiórek i Gapcio, zwany też przez kolegów z sąsiedztwa Grubą Renklodą, tak się zapatrzyli w tęczę która nagle rozkwitła nad całą magiczną krainą, że nie zdążyli... ale może o tym za chwilę. Czym bowiem jest życie, dokąd cię niesie ten narowisty prąd teraźniejszości, gdy jedną ręką przytrzymujesz czapkę, a drugą kurczowo trzymasz się poręczy. I po co wchodziłeś tutaj, na ostatnie piętro, gdy tam na dole została i chałupa, i rzeka i przeglądająca się w rzece sosna. Gdy upłyną dni twoje, gdy zapragniesz ponownie zasklepić się w ostrydze nieistnienia, i ty czytelniku przyjacielu, jeśli mogę cię tak nazwać, poczytawszy za dobrą monetę to, że nadal mozolnie odcyfrowujesz moje słowa, przyjacielu drogi, wrócisz myślą do lat dziecinnych, do beztroskich hulanek na bezdrożach, gdzie na rozstaju dróg zastygałeś czasem w bezruchu, nie rozumiejąc jeszcze niczego, ale przeczuwając wszystko, przeczuwając że ten chłód to jesień.

Lecz tu opowieść nasza się urywa. Znaczą ją po drodze kępy wiejskich nikomu nie potrzebnych kwiatów, pstre i równie bezsensowne malwy kwitnące bez akuratnych pozwoleń na skraju drogi, resztki ogródków działkowych udające egipskie wykopaliska archeologiczne i mgła, mgła, mgła, po trzykroć mgła, unosząca się z pól i łąk w zwiewnym dezabilu.