niedziela, 16 października 2022

Mipopo

(uwaga strumień świadomości)(czytać w kaloszach)


Czytam książkę po angielsku na ekranie co mnie rzecz jasna lekko męczy, na dodatek niektóre słowa są źle odczytane przez OCR np. zamiast another jest mother, co mi daje dwuwarstwowy efekt dziwności (przed wynalezieniem bodajże suwaka logarytmicznego w tablicach bodajże matematycznych było tyle błędów, że wydawano erraty do errat)(przy okazji, dobra metafora czegoś na ż, conie?). Lee mipopo ytch duudnień danal geuuo zmueczro ness. Tko eiw, zenno dękę sidać lobag w uet sóbdos. Błąd w błędzie. Ile warstw błędów jestem w stanie sknoiugować i jak to działa. Ynimka z egot eż mycnatay z stkukonte a ein z etkstku. W przypadku zamianki another na mother jakiś wykrywacz poziomu przeciętności tekstu mnie powiadomił w tle że czytam bzdury i że jest zwiększony wysiłek w tworzeniu sensu niż zwykle.

Uczenie się języka nie przebiega w sterylnych warunkach, czasem ktoś zabełkocze lub ma dziwny akcent, może zamiast sterylnych nagrań lektorów potrzebne jest dużo brudnych próbek tego samego, żeby uczyć znajdować się części wspólne słowa a nie dźwiękową odbitkę (istota uczenia się: to samo pod różnymi kątami). Pewnie widzimy też z kontekstu, w końcu w naturze nie ma obiektów na wyizolowanym tle (poza Słońcem)(czy są?). Wykrywacz krawędzi - najważniejsze narzędzie we Wszechświecie. Znajdź jabłko na drzewie. Pismo odręczne to czysta krawędź. Może pismo powstało z patrzenia na gałęzie drzewa. Może drzewa tworzą cywilizacje (fraktalne, obiekt/tło, krawędzie)(fraktalne uczy struktury podrzędne/nadrzędne). Galaktyki nie mają konturów - dlaczego. (Czasem myślę o tajemnicy skali)

Rozmówki - najgorszy sposób na uczenie się języka. Do niemowlęcia: dzisiaj nauczymy się pytać o drogę do banku. Nauka czegokolwiek nigdy nie jest odizolowana - prawdziwa nauka czegokolwiek. Ludzie w naturalny sposób uczą się błyskawicznie - wtłaczanie wiedzy w szkołach trwa lata. Dzieci zesłane do szkoły. W pismach dla kobiet są bardzo krótkie zdania. A co, jeśli przyjdzie ktoś i powie że to co wymyśliłam jest o czy wi ste. To jest pierwsza rzecz jakiej nauczą cię w szkole - w wieku 7 lat z odkrywcy stajesz się konsumentem danych. Jeśli coś zostało wymyślone samodzielnie, to nigdy nie wolno opatrywać tego przymiotnikiem banalne. Banalne to zgrane, skopiowane. Nie należy lekceważyć swojego mózgu, on tego nie lubi. Nie mogą się pogodzić z tym, że mózg to czarna skrzynka. Tajemnica jest taka, że on lepiej działa traktowany jako czarna skrzynka, a nie jak mięsień.

Pierwsze moje zetknięcie z edukacją, pierwsza lekcja w pierwszej klasie, 33 lata temu. Nauczycielka każe nam w domu zrobić jakieś zadanie w zeszycie ćwiczeń, jakieś tam szlaczki. W domu robię to i kilka następnych zadań, z rozpędu, dla czystej przyjemności. Następnego dnia ona bierze ten zeszyt ćwiczeń i wpada w złość. Każe mi wstać i powiedzieć dlaczego to zrobiłam. Dlaczego CO zrobiłam. Wstaję w szoku, stoję i nic nie mówię. Co mam ci powiedzieć, [ocenzurowano]? Zderzenie cywilizacji. Maszyna Turinga przesuwa głowicę nad taśmą. Wstań, spocznij, zapis, odczyt. Nr 15 do odpowiedzi na lekcji o Auschwitz. (Nikt przez 13 lat mojej edukacji podstawowo-średniej nie odpowiedział "Nie jestem żadnym kurwa nr 15"). Teoria: to szkoła tworzy nieautentycznych ludzi, ludzi z fasadą. Drugą rzeczą jakiej nauczysz się w szkole, jest to, że wszystko co najcenniejsze i najwartościowsze należy ukryć jak najgłębiej, a prezentować należy wersję okrojoną, publiczną. Potem idziesz przez ż, a wszystko co najcenniejsze ukryte, zduszone, upchnięte. Potem zaczynasz pić wódkę.

Gdy się próbuje zapamiętać to się właśnie blokuje proces uczenia. Uczenie się to czasochłonny proces gradientowy, a nie skokowe umiesz-nie umiesz. Tak samo, gdy po wchłanianiu wiedzy każą ci wykonywać jakieś "ćwiczenia". A oni to uwielbiają, bo to schludnie wygląda: część teoretyczna, część praktyczna. Nie powinno być żadnego podziału na część teoretyczną i praktyczną, takie coś nie występuje w przyrodzie. Dla mnie to jest niemal bolesne, przestawianie się z przyswajania wiedzy na odczyt. Celem zdobywania wiedzy nie jest odczyt, celem zdobywania wiedzy jest informacja powiązana z inną informacją. Celem zdobywania wiedzy jest powstanie nowej informacji. Wytworzenie głębszych powiązań wymaga czasu, cierpliwości, wiary we własne możliwości. Pewnie poszedłam do liceum plastycznego bo to antyszkoła. (potem okazało się że to jednak szkoła z elementami antyszkoły)(spontaniczne śpiewy grupowe pod nieobecność nauczyciela, najczęściej "Płynie Wisła, płynie")(czyli, można powiedzieć, impreza)


Co czytamy: Teaching as a subversive activity Neil Postman, ale nie wiem co z tego wyniknie.

9 komentarzy:

  1. No tak, ale dodajmy, że Pani obserwacje nie są nowe. Radykalne ruchy reformatorskie w zakresie edukacji zaczęły się już co najmniej 100 lat temu - mam to przede wszystkim na myśli edukację Montessori oraz tzw. "pedagogikę waldorfską". Nawet w Polsce jest w tej chwili już coś koło 20 szkół Montessori i ta liczba rośnie. Jasne, że dziewiętnastowieczny model kształcenia ciągle jeszcze siłą rozpędu walcuje pokolenia młodych ludzi, ale wiatr zmian jednak wieje.

    > A oni to uwielbiają, bo to schludnie wygląda: część teoretyczna, część praktyczna. Nie powinno być żadnego podziału na część teoretyczną i praktyczną, takie coś nie występuje w przyrodzie. Dla mnie to jest niemal bolesne, przestawianie się z przyswajania wiedzy na odczyt.

    Z tym punktem bym akurat polemizował. Rzeczywiście podział na część teoretyczną i praktyczną nie istnieje w przyrodzie, ale zarazem sądzę, że zastosowanie abstracji w procesie poznawczym jest jedną z największych zdobyczy homo sapiens. To właśnie dzięki abstrakcji dokonał się przecież nasz skok cywilizacyjno-technologiczny. Bo najpierw dokonaliśmy abstrakcji języka mówionego do postaci symbolicznej, a potem poszło to jeszcze dalej, gdy pojawiła się matematyka, równania fizyki, wzory chemiczne itd. A potem nauczyliśmy się jeszcze czegoś - że można budować wiele konkurencyjnych modeli teoretycznych tej samej rzeczywistości i że to jest owocna metoda poznawcza.

    Zupełnie czym innym jest oczywiście dualizm "przyswajanie wiedzy (zapis w mózgu)" vs "używanie wiedzy (odczyt z mózgu)" - wspominam o tym bo Pani te dwie sprawy jakoś magicznie skleiła jakby w jedną kulę plasteliny. Tymczasem te podziały są ewidentnie ortogonalne: można przyswajać prawa podobieństwa trójkątów (teoria/zapis) a następnie wyprowadzać z nich dowód twierdzenia Pitagorasa (teoria/odczyt). Można obserwować pracę geodety na działce rodziców (praktyka/zapis) a potem samemu wziąć do ręki teodolit i użyć praw trójkątów do wyznaczenia położenia bramy wjazdowej (praktyka/odczyt).

    Reasumując - podziały na "teoria" vs "praktyka" oraz "słucham/czytam/próbuję zrozumieć" vs "wymyślam/rozwiązuję/tworzę" nie wydają mi się grzechem edukacji - o ile proporcje ilościowe zostaną stosownie wyważone. Nie chodzi przecież o to żeby zabraniać dzieciakom używać wyobraźni w czasie gdy czytają, tylko żeby pokazać im potencjał pewej "dyscypliny poznawczej".

    OdpowiedzUsuń
  2. Z całym szacunkiem, ale to Pan skleił sobie te dwa wątki w kulę plasteliny, ja wątku "znaczenie abstrahowania dla rozwoju cywiliz." nie tykałam. Stawiam tylko hipotezę, że podział na teorię i ćwiczenia jest sztucznym podziałem ułatwiającym uczenie nauczycielowi a nie uczniowi. Piszę to bo wiele razy byłam poddana tej metodzie i wiem tylko jedno: teoria jest nudna, dla wszystkich, zawsze, bo z równania usunięto kontekst.

    OdpowiedzUsuń
  3. > Stawiam tylko hipotezę, że podział na teorię i ćwiczenia jest sztucznym podziałem ułatwiającym uczenie nauczycielowi a nie uczniowi.

    Hipoteza mocno wątpliwa. Tak naprawdę było inaczej: po pierwsze podział na teorię i ćwiczenia wcale nie był obecny zawsze. Wystarczy przyjrzeć się jak wygląda edukacja u zwierząt - jak lamparcica uczy swoje młode polować. Tam jest zero teorii, czysta praktyka! My też jesteśmy zwierzętami i z pewnością też od czystej praktyki startowaliśmy. Gdzieś po drodze coś jednak ważnego się stało - jakiś przeskok do abstrakcji. Bo czym jest teoria ? No usystematyzowaną abstrakcją przecież. To, że potrafimy tego podziału na "teorię" i "ćwiczenia" w ogóle dokonywać to jest wielka zdobycz ludzkości. Podział na teorię i ćwiczenia w szkole jest pokłosiem tego skoku, a nie żeby ułatwić komukolwiek cokolwiek.

    > Piszę to bo wiele razy byłam poddana tej metodzie i wiem tylko jedno: teoria jest nudna, dla wszystkich, zawsze, bo z równania usunięto kontekst.

    Widzę tu szczerą i ognistą jak pepperoni frustrację, i jest to frustracja SŁUSZNA ! Chodziło mi tylko o to, że z rozpędu bije Pani niewinnego ! To nie podział na teorię i ćwiczenia uczynił z Pani szkolnej przygody gehennę i zasłużył na pobicie, tylko prymitywna, siermiężna niczym wbijanie gwoździ pięciokilowym młotem w beton, implementacja tej - skądinąd rewolucyjnej idei.

    Ja mam taką TEORIĘ, że Pani zrobili krzywdę siepacze siermiężnego szkolnictwa a'la Bismarck, ot co. A teorie są piękne, kochamy teorie ! Dzieci też kochają. Wystarczy im po prostu nie zabierać naturalnej spontanicznej radości odkrywania - zamiast tego podczepić edukację pod ten naturalny mechanizm eksploracji. I oczywiście zaczynać od empirii, tak aby same mogły chociaż część teorii odkryć. I na tym się zasadza edukacja Montessori właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam metody Montessori, więc nie mogę się wypowiedzieć. Drugie: widzę że broni Pan jak lew idei, jakoby podział na wódkę i zakąskę, pardon na teorię i ćwiczenia był konsekwencją (podkreślenie) zdobyczy abstrakcyjnego myślenia. Muszę nad tym pomyśleć, czy taka przewrotka logiczna jest uprawniona. Być może nie jestem przeciw teorii a przeciw metodzie. (W takim wypadku się zgadzamy, przynajmniej częściowo) Mi chodzi o ten egzystencjalny niepokój gdy ktoś wyciąga metodę i chce ją na tobie stosować. To są subtelne rzeczy. Tu też dokonuje się rozróżnienie między artystą a rzemieślnikiem. Artysta będzie tworzył metodę on-the-fly, rzemieślnik skorzysta z cudzej metody, a siepacz - wiadomo - zatłucze cię kowadłem. Najlepsi nauczyciele, a też ich spotkałam (żeby być sprawiedliwym), mają swoje metody, to jest wielkie, na to się czeka. (Problem w tym że "ćwiczenia" nie są wyzwaniami, są pseudowyzwaniami.) Ale ale, stosowanie podziału na teorię i ćwiczenia może być dobre w specjalistycznym kształceniu ściśle określonych umiejętności typu prawo jazdy, kurs czegoś tam. Tam może to być na miejscu.

    Kwestie techniczne: ten komentarz do posta "waiting to the sun" co zniknął, to nie ja go usunęłam, to albo waćpan, albo samo się usunęło, albo ktoś inny. Se la internet. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ze zniknięciem mojego komentarza to jest jakaś grubsza afera :-) Wykluczone jest że to zrobiłem celowo lub niechcący, no chyba, że w mem mózgowiu hasa jakaś alternatywna osobowość. Ale hipoteza o ruskich hakerach też wydaje mi się mocno naciągana. Czyżbyśmy byli świadkami ataku bombą skrutytonową ?

    Co do wódki i zakąski, no to o tak - w rzeczy samej zamierzam bronić jak lew. Ale ja zarazem bronię wszak Pani imienia przecież również też! Przecież cały ten blog jest tarzaniem się w abstrakcji, ryciem w abstrakcji, tytłaniem się w abstrakcji, bawieniem się abstrakcją, memłaniem i puszczaniem balonów z abstrakcji, czystą rozpustą abstrakcyjną jest on ten blog. O czym zresztą wyraźnie ostrzega wielki banner na WEJŚCIU. I to jeszcze ona obwieszcza całemu światu że bierze kąpiel z Encyklopedią Fizyki Współczesnej, a ma tapetę z podwójną helisą, a herbatę dosładza fotonami splątanymi. Jak to możliwe że ta sama osoba nagle zżyma się na TEORYJĘ ? Teoria = abstrakcja empirii. Zasadniczo niemożliwym jest kochać abstrakcję i nie kochać teorii. Teorie to przecież cały smak życia. Poboczna okoliczność zmiętolenia idei, wyprucia radości poznawczej i upodlenia błyskotliwych dziewcząt edukacją uszytą na wzór musztry północnokoreańskich kadetów nie powinna nam chyba przesłonić pryncypiów ? My tu się, jak sądzę, poruszamy w gronie takim, że jak idziemy na piknik smażyć kiełbaski, to rozwijamy teorię utleniania celulozy i propagację światła przez ośrodek z niejednorodnym rozgładem gęstości. Dlaczego płomień ogniska jest trójkątem skierowanym ku górze ? A dlaczego jest pomarańczowy ? A czy temperatura płomienia zależy od gatunku drzewa ? A dlaczego spalona kiełbasa jest czarna ? A jaka jest teoria rozpalania ognisk ? A czy żelazo się pali ? A czy powierzchnia gwiazdy może być zimniejsza od ogniska ? A jaka jest teoria smaku kiełbasy w zależności od rodzaju drewna ? A czy kolor płomienia dałoby się odzworować dokładnie przy po mocy farb akrylowych ? A dlaczego świerszcze cykają ? A czy dźwięk płomienia ogniska jest szumem białym czy różowym ? A czy na Tytanie też można piec kiełbaski nad ogniskiem ? A czy na płomień działa siła Coriolisa ? A gdzie jest woda powstała w reakcji spalania ? A teoria ruchu orbitalnego Ziemi jak się ma do palenia ognisk w noc Kupały ? ITEDE !

    OdpowiedzUsuń
  6. Przemyślałam to i uważam że łączysz dwa różne pojęcia pod jedną nazwą i jeszcze posądzasz o to mnie(wykrzyknik!). Czymś innym jest "teoria" jako suche fakty podawane w procesie "kształcenia" przez "ćwiczeniami" i "zadaniami domowymi" i czymś innym jest "teoria" jako "hipoteza" (twoje przykłady pod koniec komentarza). Nie mieszam do tego "abstrakcji" jako umiejętności rozumowania na wyższym poziomie. Twierdzę że ten sztywny i sztuczny podział to jest wygodna podpórka dla nauczyciela/systemu edukacji, nic więcej. Nie uważam że jest on (ten podział) konsekwencją wiekopomnego skoku cywilizacyjnego w umiejętność abstrahowania. Przeczuwam że robienie z uczniów szkoły podstawowej mini-specjalistów sprawnie obliczających przyspieszenie wózka na pochylni nie daje jakiejś przewagi cywilizacyjnej, inaczej nie byłoby problemem większości uczniów od kogo te "ćwiczenia" odpisać. Możliwe że na niższym poziomie kształcenia można by spokojnie odpuścić "obliczanie masy molowej", "przyczyny wojny polsko-azerbejdżańskiej" "fazy podziału pantofelka" i inne kształcące małych pseudo-specjalistów tematy. Ktoś to pamięta, 20 lat później? Sobie wyobraź że do 14 roku życia możesz działać w trybie ciekawości, bez sprawdzianów, egzaminów, kartkówek, zaliczeń, nauczony li tylko pisać, czytać, liczyć i myśleć samodzielnie i krytycznie. (Jestem z zawodu projektantem utopii, po Wyższej Szkole Kształcenia Projektantów Utopii w Nowym Sączu)

    OdpowiedzUsuń
  7. To że mamy dwa odrębne dualizmy: abstrakcja/empiria oraz przekazywanie-wiedzy-teoretycznej/spontaniczna-eksploracja, to przecież ustaliliśmy na początku. One są fundamentalnie różne bo pochodzą z przeciwnych stron rzeki: jeden z nauki (science), a drugi z edukacji. No, ale przecież nie próbuję dokonywać jakiegoś szwindlu intelektualnego mieszając je ze sobą w semantycznym garnku. Zauważam tylko analogię i podsuwam śmiałą hipotezę, że te dualizmy są nie bez związku.

    Przyznam, że trochę się zgubiłem w kwestii czego Pani broni. Zdaje mi się, że broni Pani pozycji, których ja nawet nie próbowałem atakować. Czy ja zaprzeczam, że siermiężna, bismarckowska edukacja, polegająca na wtłaczaniu uczniów w gorset dychotomii "wykuwamy formułki" a następnie "wykonujemy serię ćwiczeń aby je zastosować" jest kwintesencją dehumanizacji i morderstwem na młodych giętkich osobowościach i umysłach ? Gdzieżbym śmiał ! A czy ja się obruszam w kwestii, że najwyższą cnotą optymalnej edukacji, nie mordującej podencjału wyobraźni i ciekawości, jest zachęcać do spontanicznej eksploracji i jeno podsuwać nowe ścieżki i drabiny ? No, przecież to oczywiste.

    Pani się jednakże, w swym oburzeniu, zapędza minimalnie za daleko. Pani stawia tezę, że WSZELKIE próby oswajania pacholąt z abstrakcją jako taką są szkodliwe, zbędne i z gruntu niepotrzebne, a przynajmniej do 14 roku życia (i dlaczego akurat 14 ??).

    Cóż, przy maksymalnie wytężonej dobrej woli, mogę zgodzić się z rozważaniem takiej utopii edukacyjnej w charakterze eksperymentu. Jasne że w trybie dyskusji nie rozstrzygniemy jaki byłby efekt tak ekstremalnego wcielenia edukacji. Pozostają więc zgadywanki.

    No więc mi się WYDAJE, że efekt byłby jednak sub-optymalny. Być może fakycznie jest tak, że wszystkich ważnych skoków-do-abstrakcji dokonała Pani sama, ale proszę sobie wyobrazić, że mi szereg skoków-do-abstrakcji podpowiedziano, pokazano. Noszę w sobie głęboką intuicję, że młode umysły są niezwykle podatne na internalizowanie abstrakcji, a im wcześniej się im pokaże te możliwości tym bardziej potrafią one z nich potem skorzystać. I te skoki do abstrakcji, które mi podpowiedziano, uruchomiły z kolei inne skoki, których mi już nikt nie pokazywał. Umiejętność abstrakcyjnego myślenia jest podatna na "tuning" i to w bardzo wczesnym okresie życia.

    Czy Pani czuje się okaleczona przez to, że w wieku lat 6 próbowano Panią zapoznać się z abstrakcyjną reprezentacją jęzka mówionego w formie znaków rysowanych na papierze, a od wieku lat 7 zapoznawano Panią z abstrakcyjną teorią gramatyki języka polskiego ? Bo np. ja wspominam te doświadczenia jako bardzo odkrywcze.

    OdpowiedzUsuń

  8. Na wstępie, odpowiadając na niezadane pytanie "po co ta dyskusja?": głośno myślę, jak na całym tym blogu, i próbuję się otrząsnąć z eksperymentu edukacyjnego zwanego szkołą. Pan się zżyma, że mój pomysł, nazwijmy go "całkowita wolność umysłowa do 14 r.ż" byłby eksperymentem i to w domyśle niezbyt udanym. Tak jakby aktualny system kształcenia nie był eksperymentem, niezbyt udanym, suboptymalnym. Każdy SYSTEM kształcenia będzie eksperymentem. (14 rok życia bo to jest z grubsza wiek w którym kończy się szkołę podstawową 8 letnią, do której to chodziłam). Myślę też o moich hipotetycznych dzieciach, których nie będę mieć, i o tym gdzie bym ich nie chciała oddać, w czyje łapy. Hipotetyczny instynt macierzyński.

    Pan pominął mój argument, to ja go przypomnę. Chodzi mi o to że szkoła (podstawowa) niepotrzebnie kształci małych pseudospecjalistów, poddając ich treningowi dla samego treningu, przy pomocy, w czym się zgadzamy, bismarckowskich metod. Po co uczyć się przebiegu podziału pantofelka jeśli to cię nie interesuje? Po co uczyć się typów gleb w Polsce jeśli to cię nie interesuje? W żaden sposób nie można się nauczyć czegoś co cię nie interesuje, można to tylko przenieść na chwilę do pamięci, zapis/odczyt/zapomnienie.

    Ja chcę dotrzeć do tego: jaka teoria (krytycznospołecznoliteracka) sankcjonuje ten przymus? Kogo chcą wyprodukować przy użyciu tych metod? Jak uczy skoro nie uczy? (No dobra, zaryzykuję pierwszą osobę l. poj.: mnie nie nauczyła - mam 40 lat i nie pamiętam jak się oblicza masę molową oraz czym różni się mitoza od mejozy. Nie wiem w jakich latach panował Władysław Chrobry. Jestem permanentnie niedouczona.)

    Może to i tak jest w istocie, że mój argument anty wciąż deprecyzowuje się i przeobraża, uciekając przed Pańskim żelaznym logicznym rozumowaniem, taka może być dynamika tej dyskusji.

    Nie potrafię tego udowodnić, ale jestem prawie pewna że nie nauczyłam się myślenia abstrakcyjnego na żadnej lekcji. Czytać i pisać nauczyłam się przed szkołą. Stawiam hipotezę że ma Pan tak samo, a myśleć abstrakcyjnie nauczył się Pan w momencie gdy ktoś pokazał Panu cukierka i powiedział "ciuciu"(lub nawet wcześniej); zaś znajdowanie upodobania w meandrach gramatyki języka polskiego w wieku 7 lat to przejaw indywidualnego talentu do działania na gruncie abstrakcji. Podstawowe zasady logiki są zakodowane w rzeczywistości (hipoteza, anyone?), nie trzeba czekać na lekcję o Arystotelesie.

    Na koniec chcę rzec, że bardzo doceniam Pańską kulturę słowa. Do tego dochodzi fakt, że mamy inny model konceptualizacji i werbalizacji, czyli rozmawiamy w dwóch językach, mimo tego że rozmawiamy w jednym. (Mówiąc ściślej, rozmawiamy w Pańskim języku)

    OdpowiedzUsuń
  9. Na wstępie, odpowiadając na niezadane pytanie "po co ta dyskusja?": jest ona rzadkim luksusem, na który możemy sobie pozwolić - co ją pozycjonuje w przegródce "przyjemne, trudno osiągalne na codzień zbytki" (pokroju "intelektualnie nietrywialny kontakt z obcą cywilizacją i wymiana doświadczeń na temat statystyki czarnych dziur w sąsiednich galaktykach".) Bo w tych dziwnych czasach takich rozmów się już nie prowadzi. W 99.9999% po prostu nikt nie jest zainteresowany, ewentualnie jest być może chwilowy ostry deficyt obcych cywilizacji.

    Natomiast w głębszej warstwie jest to ... hmm ... ambitna próba przeprowadzenia czegoś w rodzaju psychoterapii, w której ja gram rolę samozwańczego psychoterapeuty, a Pani jest (przepaszam za wyrażenie) pacjentką. W tej próbie samozwańczy terapeuta - mając świadomość traumy spowodowanej edukacyjną gehenną, próbuje łagodnie odwrócić uwagę zafiksowanej na tej traumie pacjentki i stopnio przekierować jej fokus emocjonalny z destruktywno-panicznego rozpamiętywania horrem podszytej młodości (w której dziewczęta z kwiatami we włosach i plamami od akwareli na palcach zakuwano w dyby i zmuszano przez biczowanie do studiowania masy molowej oraz struktury gleb ilasto-gliniastych) na konstruktywno-marzycielskie projektowanie jak edukacja w ogóle mogłaby wyglądać w Świecie Idealnym. W zamyśle autora światełkiem w tym tunelu prowadzącym na drugą stronę rzeki z wygłodniałymi aligatorami był spontanicznie ujawniony talent pacjentki w kierunku abstracyjnego myślenia.

    Jak już teraz wiemy, tenże delikwent poniósł kompletne fiasko.

    (kurtyna opada)

    OdpowiedzUsuń

Sądzisz coś o tym lub o tamtym? Uzewnętrznij się. (W pewnych granicach). (Czasem nie odpisuję, albo odpisuję po kilku latach. I takie tam) (Wiem że to nieadaptacyjne.)