niedziela, 13 maja 2012

Sfeter w rąby

Kategoria estetyczna: la vie est brutale

sobota, 5 maja 2012

Jak co roku

Jak co roku, kończąc wypełniać PIT-37....nieee...wróć...Jak co roku, z pobladłym z ekscytacji obliczem... obserwując pierwsze pomruki...majowej...majowych...tfu...nie, nie to. ("File>Settings>Stylistyka..") Jak co roku, wyciągając kleszcza kotu...("Uwaga, rym! Czy chcesz zachować ten rym?") Jak nie co roku, reanimując bloga...("żywoj trup"- ostatnie hasło w pewnym powleczonym kurzem słowniku wyrazów obcych) Jak co dzień, kultywując...(rzodkiewkę? włosy na nogach? rzeczy nikomuniepotrzebne?) Jak nie co dzień, ale często, poszukując kota w zaułkach domu...szukając wszędzie...używając nitki dentystycznej i imiesłowów...zaglądając we wszystkie kąty...martwiąc się. Znajdowawszy kota w piwnicy, cieszywszy się, patrzywszy, widziawszy, zauważawszy. Za stertą różnych gnijących i rdzewiejących rzeczy, organicznych i nie, (uściślając -gnijące nieorganiczne i rdzewiejące organiczne typu selery i buraki), w (oczywiście) mdlącym świetle żarówki siedział Andrzej (kot, imię żeńskie) i wpatrywał się w motylka, z wzajemnością.

Tu opis się urywa, a do akcji wkracza horda (bezzębna?) interpretatorów, posiadających numery na komórkę do Gustawa (Freuda) i Zygmunta (Junga), miłośników metafor, powszechnie szanowanych znawców symboliki post- i preapokaliptycznej, przepełnionych nadzieją lub pesymizmem, w zależności co tam akurat Bozia dała.