fragment pracy "Quo vadis, Sienkiewiczu Henryku", 2017, instalacja
Emilia Rosół, rocznik 2008
graficzka, neurotyczka, magisterka sztuki, etka, stka. Tka.
Co jest dla ciebie najważniejsze w twojej sztuce?
Niedawno w Zniechęcie pokazywałam moje wideo przedstawiające kobietę zdejmującą kapelusz i zakładającą (ten sam) kapelusz. Obraz tej kobiety był nałożony został na film z mężczyzną otwierającym konserwę turystyczną. Z głośników umieszczonych w rogach sali odtwarzałam głosy mew i głosy nagich japońskich turystów. Stosowane przez mnie gesty zawłaszczenia przestrzeni galerii i transformowania jej w uniwersalną przestrzeń znaczeń mają unaocznić fetyszyzującą arealność świata w którym żyjemy i zdekonstruować mit kobiety jako instytucji pasywnej. Gest zdejmowania kapelusza implikuje pierwotny strumień życia, tłamszony zarówno przez beneficjentów patriarchalnej machismo-kultury jak i przez jej półświadome partycypantki. Ustawiona w rogu instalacja z lalek Barbie ma za zadanie zachęcać do refleksji nad rolą, jaka w tej rzeczywistości bezalternatywnej jest narzucana kobiecie.
Jaka jest geneza instalacji "Joints", twojej najnowszej pracy?
Kiedyś ze znajomymi poszliśmy nad rzekę i tam były takie śmiechowe ryby. Różne takie, karpie, szprotki, łososie. I nagle wpadłam na pomysł że jest duże podobieństwo między kształtem ryby a moim łokciem. Łokieć symbolizuje ruchliwość, podróże, nieustanną wędrówkę w poszukiwaniu sensu (śmiech). Że jesteśmy jak te ryby w rzece życia. I ja ten łokieć chciałam fotografować na tle różnych świętych miejsc na całym świecie. Zdobycie funduszy zajęło nam trochę czasu, wiesz, całe to składanie wniosków trwa wieki. W Meksyku fotografowaliśmy mój łokieć na tle świętej świątyni Majów, to było niesamowite przeżycie. Są też zdjęcia z Austalii, na tle chat Aborygenów i jedno zdjęcie, moje ulubione, z Grenlandii. W Indiach ludzie przynosili nam święte dary, a w Kanadzie nocowalimy na fiordach. W rezultacie okazało się że materiału jest więcej niż planowaliśmy i część tych zdjęć będzie wyświetlana na fasadzie zamku krzyżackiego w Malborku na festiwalu Art&Sztuka.
Jakie są twoje artystyczne plany na przyszłość?
No przede wszystkim kolaborancja z duetem ExNihilo, który zrobił świetną muzykę do mojej serii obrazów "Morze Jezioro Może" i didżejską oprawę do mojej sztuki pt. "Pekaes". To jest opowieść o ludziach znikąd, którzy pojawiają się i znikają. Ta sztuka wyjdzie też w postaci audiobooka do którego komiks opracował Don Tyfus. Mamy w planach dużą wystawę ze zdjęciami z tego spektaklu, wydrukowanymi na wielorybach za pomocą ekologicznych farb. Tym gestem chcemy zwrócić uwagę na problem wykluczenia ekologicznego gatunków niszowych. Sama widzisz, mam teraz na sobie koszulkę z ginącym gatunkiem chrabąszcza. Oprócz tego z grupą PostKwadrat robimy instalację o problemie niedożywienia. Chcemy chodzić po ulicach i filmować ludzi wychodzących z supermarketów z zakupami, a przez głośniki puszczać tabele wartości odżywczych różnych produktów recytowane przez znanych aktorów. Chcemy żeby to skłoniło do przemyśleń ludzi zapętlonych w konsumpcjonistycznej rzeczywistości, żeby im się coś otworzyło w głowie. Poza tym piszę książkę, fikcja oparta na faktach, o subkulturze surferów w południowym Iranie. Chcę to wydać na jesień, razem z moją fotorelacją z porodu słoniątka z poznańskiego zoo.
Znany krytyk NNXY pisze o tobie że "jej głównym środkiem wyrazu jest przełamywanie konserwatywnej opresyjnej wielowiekowej symboliki za pomocą działań anty-artystycznych". Jak się do tego ustosunkowujesz?
Moje sztuka bazuje na fetyszach codzienności, a jednocześnie stara się sięgnąć głębiej, w warstwę znaczeń ukrytych. Na przykład fenomen portali internetowych, stricte egzystencjalna samotność, kiczowate pocztówki z zachodami słońca jakie kupuje się na wakacjach, to wszystko stanowi całość, jak mawiał mój profesor z ASP, "kultury zachodu Zachodu". Ja staram się być ponad tym, a jednocześnie zajrzeć w głąb. My teraz, w XXI wieku, nurzamy się w zupie symboli która kiedyś byłaby nie do pomyślenia. Mann pisał swoje opowieści bez edytora tekstu i modułu sprawdzania pisowni. A my to wszystko mamy. Współczesny człowiek pędzi przed siebie, nie zatrzymując się na stacjach pośrednich. Ja chciałabym żeby dostrzegł urok małych stacyjek, na których w sklepiku z pamiątkami można kupić figurkę plastikowego dinozaura. To wszystko.
Dziękuję za rozmowę.
Ja równięż.
o, to, to!
OdpowiedzUsuńArt&Sztuka w gorzkiej pigułce!
Tomasz Mann rocznik 1875.
OdpowiedzUsuńa dzie jest to, co lubisz? :)
OdpowiedzUsuńtu i ówdzie
OdpowiedzUsuńno to uf! :D
UsuńDziękuję, otworzyłaś mi oczy i jako bezrefleksyjnej kobiecie i jako oniemiałej odbiorczyni sztuki współczesnej.
OdpowiedzUsuńJuż się gubię w tych "konstrukcjach ironicznych". "Serio"?
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem najlepszy kawałek prozy, jaki machnęłaś, biorąc pod uwagę co najmniej poprzednie 3 lata i następny rok również. Liczyłem na kolejne odcinki, ale skoro ich nie ma to poczułem wewnętrzną potrzebę wydania zachęcającego pomruku. Nie wiem jak inni, ale ja bym z ogromną chęcią przeczytał całą książkę z przygodami tej bohaterki, wersja longplay. Rzuciłabyś ją w podróże, romanse, może w odkrywanie świata maskonurów lub w studia doktoranckie na SGH, no po prostu ogólnie. I dla jasności od razu dodam, że to nie tyle ten styl pisania jest tak kuszący, a raczej to osobowość bohaterki, która spod tego tekstu wysunęła się niczym, nie przymierzając, listek figowy spod taniej spódniczki z promocji marki H&M ;-) Po przeczytaniu człowiek dość długo cierpi na gwałtowny "zanik uczuć niższych" i pragnie więcej. Nawet trudno wytłumaczyć dlaczego. Kiedyś taka jedna Ala napisała bloga, którego wydano jako książkę (http://lubimyczytac.pl/ksiazka/60626/swiat-wedlug-blondynki), nasuwa mi się też skojarzenie z Phoebe Buffay (postać z serialu Friends) i jest jeszcze taki lekki semantyczno-emocjonalny pogłos idący od postaci niejakiej Cassie z tego serialu "Skins" (https://www.imdb.com/title/tt0840196/?ref_=nv_sr_1). Coś takiego narkotycznie-chaotycznie-uzależniającego bije z tych postaci, może to są te przebłyski genialnych skojarzeń i zdolność rozpakowywania świata z innego końca niż reszta homo sapiens, może pewien wrodzony wdzięk we "wchodzeniu na wyższy poziom abstrakcji", a może coś zupełnie innego. I ta Twoja też to ma i tego się chce więcej i więcej! PS: Gdyby kiedyś, w jakiejś supernowej cudu taka powieść powstała, to na okładce absulutnie chciałbym zobaczyć te "śmiechowe ryby" :-)
OdpowiedzUsuńWow, zachęcający pomruk w wersji longplay, bardzo dziękuję. Całej książki "o przygodach" raczej nie wyprodukuję, ale miło że komuś się spodobało bardziej. Pozdrawiam Automat z Napojami:)
OdpowiedzUsuń