niedziela, 15 stycznia 2017

Style



Ich szesnastopokojowe mieszkanie w starożytnej dzielnicy stolicy robiło się już za ciasne dla dwuosobowej rodziny, więc gdy tylko nadarzyła się okazja sprzedali je i kupili osiemdziesięciopokojowy apartament w zacisznej uliczce na wewnętrznych obrzeżach przedmieścia. - Zawsze woleliśmy mieszkać na kameralnym nowym osiedlu niż na bezdusznym blokowisku. Dlatego świadomie wybieraliśmy przestrzenie które dawały większą swobodę aranżacji.

  Dobór dodatków podkreśla charakter wnętrza - przykładem może być dywan wyplatany przez zakonnice-karły z plemienia Mandutsi w Himalajach. - Ręczna robota, rocznie powstają tylko trzy takie dywany - dodaje właścicielka. Został przywieziony specjalnie wyczarterowanym samolotem w Boże Narodzenie. Z tym dywanem związana jest niezwykła historia. Zadzwoniła do mnie zaprzyjaźniona architektka, z informacją że ma do odsprzedania przepiękny dywan. Akurat jechaliśmy wybrać umywalkę do salonu, to pomyślałam, co nam szkodzi obejrzeć ten dywan. I to był strzał w dziesiątkę - żartujemy teraz że ten dywan był nam przeznaczony.

  Tak samo nie planowaliśmy kupować tego alabastrowego kaloryfera o nowoczesnej sylwetce, ze złoconymi napierśnicami, tytanowymi wspornikami i finezyjnym termostatem w kształcie Marylin Monroe. Ale emanował jakąś fajną energią, więc postanowiliśmy że go kupimy. Okazało się że doskonale uzupełnia przestrzeń przedpokoju tworząc harmonijny duet z robioną na zamówienie szafką na suche parasole. Choć na początku nie było tak łatwo - dodaje właścicielka. Żeby dostarczyć go tutaj na trzecie piętro trzeba było wyburzyć pięć zabytkowych kościołów, wybudować 200 km autostrady i hutę oraz całkowicie zmienić plan zagospodarowania przestrzennego na obszarze 500 km kwadratowych. Ale gdy obserwujemy uśmiech błąkający się po twarzy właścicielki, wiemy że wysiłek się opłacił.

  - Lubię gdy elementy powstałe na osobne specjalne zamówienie - a takich jest tu większość - łagodnie kontrastują z bibelotami wyszperanymi na pchlim targu. Zasadniczo unikam tzw. masówki, ale od czasu do czasu połakomię się na zabawny abażur z Ikei czy stojak na wina zrobiony ze starego rowera. Myślałam że elegancka sofka w odcieniu miodowego burgundu nie będzie pasować do metalowego stoliczka na orzechy który wyszedł z pracowni świętego mistrza Jana, ale myliłam się. Okazało się, że w otoczeniu szlachetnych tkanin mahoniowe kredensy nabierają dodatkowego blasku, a pieczołowicie odnowione bielone wyplatane kraciaste foteliki idealnie wpisują się w koncepcję wnętrza, w którym upływ czasu widoczny jest tylko w delikatnych wzorach wygryzionych przez specjalnie sprowadzone z Gór Skalistych korniki.

  Głównym elementem salonu jest jednak monumentalny kominek, który wykonał dla nich zaprzyjaźniony tapicer. Zaprzyjaźniony hydraulik zadbał o właściwe poprowadzenie rury, a zaprzyjaźniona biolożka z doktoratem i historyczka sztuki zadbała o dobór kwiata przy kominku. To kaktus - mówi mi właścicielka - ale to nie jest zwykły kaktus. To jest kaktus który przywiózł nam Neil Armstrong z Księżyca. Dzisiaj jest wart 2 miliony dolarów. Jutro będzie wart 2,1 miliona dolarów.

  Mamy jeszcze chwilę żeby zajrzeć do kuchni. Ogromna, a zarazem malownicza wyposażona jest w inteligentną płytę dedukcyjną, ze względu na nietypowy kształt sprowadzaną z Nairobi. Wystarczy dotknąć panelu, a z lodówki, spiżarni, szuflad i szafek wyjeżdżają potrzebne produkty. Gdy mamy ochotę upichcić lazanię ze szpinakiem lub marchewkową tartę z dodatkiem włoskich orzechów włoskich nie musimy nawet otwierać sześciodrzwiowej lodówki o imponującej pojemności 71867 litrów. W kuchni znalazło się też miejsce na saunę, stację meteorologiczną i sokowirówkę z automatycznym rozpoznawaniem owoców. "Lubię szczerość płyty paździerzowej, ale w tym wypadku zrezygnowałam z całościowych okładzin, wprowadzając tylko szlachetne akcenty tu i ówdzie".

  I to działa - kuchnia wita nas magicznym zapachem chleba z wolnego wybiegu i widokiem własnoręcznie upieczonych ciasteczek. Sąsiad ma zaprzyjaźnioną krowę - zwierza się gospodyni - mamy własne mleko - a przecież to ścisłe centrum miasta. A gdy zabraknie nam szczypiorka do drinka zawsze mogę wyskoczyć na pobliski urokliwy targ, gdzie mam swoją zaprzyjaźnioną panią od szczypiorku, która specjalnie dla mnie z myślą o mnie odkłada mi najładniej wyrośnięte pędy szczypiorku.



------------------------------------
bonus: motyw dywanu, podobne klimata


22 komentarze:

  1. Kurcze no, zazdroszcze tych korników.
    :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. szczerze a gromko rotflowałem. mówię to bez cienia grozy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w gnozę wstąpiłem jedną nogą ledwo, gdy zdałem sobie sprawę z włoskich orzechów włoskich.

      Usuń
  3. przeczytałam: "W kuchni znalazło się też miejsce na sutannę" i w sumie też fajnie, bo ciężko teraz w domach upchnąć gdzieś sutannę jednak
    :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ksiądz po kolędzie był?

      Usuń
    2. był, ale sutannę musieliśmy upychać pod choinką bo zieleń veroneza w kuchni nie była jeszcze skonfigurowana i się gryzły z sutanną

      Usuń
    3. zastanawiam się nad nabyciem stolika na orzechy, zawsze się walają

      Usuń
    4. orzechy, rzecz jasna, nie stoliczki

      Usuń
    5. my chcieliśmy powiesić sobie freski nad kuchenką, tego właśnie velasqueza, ale tylko takie z certyfikatem eco

      Usuń
    6. dobrze jest mieć osobny stoliczek na laskowe i na kokosowe - trudniej wtedy o pomyłkę

      Usuń
  4. No przepisałaś żywcem z Twojego Stylu czy inszej Twojej Werandy (a tam to dają na poważnie, razem z fotką cytrusów w misce plus zero skarpet na środku tysiącapińciuset metrów kwadratowych apartemą)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dogłębnie przestudiowałam tego aranżacyjnego kejsa. Pytanie: czy biolożka ma drugi fakultet ty też historyczka sztuki nie jest zaprzyjaźniona (i dlaczego)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obstawiam, że to jedna osoba. tu już trzeba było prawdziwego fachowca.

      Usuń
    2. Biolożka i historyczka dzierżawią ten sam apartament życia, że się wyrażę.

      Usuń
  6. To jest optymistyczna - soft wersja, a w życiu o wiele dalej posunięta proza - paranoidoza bywa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chodzi Tobie zapewna o te momenty gdy coś jest kremowe a miało być ekri

      Usuń
  7. Mieszkanie utytułowanej pani doktor: atrapy ksiąg medycznych (skórzane oprawy i puste pudełka w środku) - cały regał taki; atrapy antyków - ma być stare ale nowe i czyste. Miała nawet atrapę fortepianu Chopina, z płyty paździerzowej z podrobionym jego podpisem. Muchy nie uświadczysz o psie i kocie nie wspominając. Na stole poradnik jak ratować związek i się przy tym nie zabrudzić. Bywam domokrążcą niekiedy, to się napatrzę ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe czy przychodził tam zaprzyjaźniony stroiciel atrapy fortepianu Chopina.

      Usuń

Sądzisz coś o tym lub o tamtym? Uzewnętrznij się. (W pewnych granicach). (Czasem nie odpisuję, albo odpisuję po kilku latach. I takie tam) (Wiem że to nieadaptacyjne.)