"(...) Podlegałem magii bocznych uliczek, miejsc gdzie można uzyskać leniwy przekrój przez wszystkie stadia rozwojowe tego gatunku. Ten sam deseń, nieuchronna triada w składzie: zaskoczone, opalone dzieci w epicentrum swojego dzieciństwa; babcia, wolno pełznąca poboczem (jej pełne obowiązków życie powoli zbliża się ku końcowi, ale nie może go doścignąć) oraz nieunikniony adolescent na motorowerze.
Dzikie chaszcze z pasją zastały wszystko. Kogo jeszcze spotkam. Obowiązuje transport rowerowy. Hałda albo wysypisko popiołu. Za nią jakby pół ciężarówki. Małe domki dorobione do mniejszych domków na różne chałupnicze sposoby. Drewniane przybudówki w kolorze trującego błękitu – także mające prawo do szczęścia. Czas się tu nie zatrzymywał – czasu tu nigdy nie było. Stosy drewna zapobiegawczo gromadzone na zimę. Cała moja historia – tu, na tej kupie. Niosący ulgę prześwit w dalekim zagajniku. I dwa bezpańskie psy (czarny i łaciaty) – formalni właściciele tego burdelu."
piątek, 15 stycznia 2016
Prześwit
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Sądzisz coś o tym lub o tamtym? Uzewnętrznij się. (W pewnych granicach). (Czasem nie odpisuję, albo odpisuję po kilku latach. I takie tam) (Wiem że to nieadaptacyjne.)