sobota, 29 października 2016

Biusthalter ghostbuster


kolejny ożywiony z delecji wpis blogowy, przywracam, a niech żyje, niech mu się ckni. 

inspirowany był wpisem na blogu wuszki, gdzie dyskutowano wpływ biustów niewieścich na statystyki.
(temu blogu nie pomogło)



Tomasz Mann, niemiecki prozaik. Nie pisał o cyckach, szkoda. Co gorsza, zupełnie nie orientował się w realiach rynku wydawniczego. Swoją najważniejszą cegłę pisał 12 lat. Jestem dopiero w jednej czwartej, więc nie wiem i nie chcę wiedzieć, jak to się skończy. Strasznie trudno dobrać rozmiar. W każdym razie -- na początku to horror. Przekrwione oczy Hansa Castorpa. Zostań z nami na górze. Później romans, werteryzujący. Tomasz Mann nosiłby między 285B a 350C. Forma dostosowana do treści: im wolniej się czyta, tym lepiej (formuła sanatoryjna). Czas czytania koresponduje z czasem powieści (coś ala pierwszy zawiły rozdział w Adzie Nabokova, której to powieści także nie rozumiem - czy przewyrafinowanie czy przekwit czy geniusz nadaje jedną nogą z tamtego świata, ale to nie o to).

Aby wyrazić uczucie deżawi bohatera, autor powtarza swoje własne zdanie, którego użył parędziesiąt stron wcześniej. (Prawdziwa postmoderna!) Trzeba cierpliwie wprowadzać wszystkie dane do wyobraźni, w nagrodę obraz w wysokiej rozdzielczości (co wisiało gdzie, w którą stronę kto się odwrócił, co czytał, ile kosztowało, co pomyślał, co mu się przypomniało, gdzie stał jaki stół, co wygrawerowane, kto gdzie siedział, św. Tomasz od Pedantów). Diabeł nosi marynarkę w kratę i męczy wykładami, ale że nie wiem do czego to zmierza, więc się wstrzymam. Tak podejrzewam, że to do czegoś zmierza, że to będzie gigantyczna 800-stronicowa metafora, ciężkostrawna, ale przemeblowująca jakiś umysłowy pokój.

6 miesięcy później: w połowie książki zwiędłam. Drugą połowę połowy przekartkowałam. I co to ma być na końcu, gdy wszyscy mieszkańcy sanatorium (symboliczni czy nie) w wielkiej gorączce galopują na dół, ze swojej czarodziejskiej góry, na dół, hej, na koniki, wio, hej, wojenka, najprawdopodobniej pierwsza swiatowa; i potem scena jak Hans Castorp,( który, podejrzewam, jest pojemną kukłą) biegnie przez pole walki, w ostrzale, tępo, wojennie, bieży nucąc i sama już nie wiem, czy czytam/kartkuję wielkopomne dzieło niemieckiego prozaika niech spoczywa w spokoju, czy oglądam czas apokalipsy amerykańskiego reżysera nazwisko zapomniałam. I po co to było, po co to wszystko.

-------------
Będzie dopiska. Mamy tu tausend and sikstin. Tomasz Mann nie powiedział mi jeszcze ostatniego słowa.

1. Zaczynam odnosić wrażenie że TM to straszny zgrywus, jaja sobie robi ze swoich postaci, z czytelnika, wydawcy i z konwencji grubych mądrych ksiąg. W 1900którymś.

2. Kompozycyjno-strukturalnie to napiętrzył gratów, całą drogę zastawił wypaczonymi meblami z wyprzedaży posąsiedzkiej, nasypał na to kurzu i roztoczy z hodowli, i za tym wszystkim ukrył meritum. Zawierające się w ostatnim rozdziale, ostatnim zdaniu, ostatnim słowie.

3. Być może proces powyższy zaszedł podczas pisania (jeśli to prawda, że trwało tyle lat), podczas pisania styl zaczął mu młodnieć i nowocześnieć (chyba że pisał od końca)

4. Jeszcze mam tezę że wszystkie postacie w tej książce są jedną wielką postacią która gada do siebie, ale nie wiem co na to mój zaprzyjaźniony psychoanalityk który nic nie wie o moim istnieniu.

5. Kolejna teza także ryzykowna: Tomasz Mann wyczuł na czym polega istota próżni formującej się przed dziejowym galopowaniem z czarodziejskiej góry w błoto i okopy. On to tam zakodował, w naftalinie, zdaniach przynudzających i pozornej literackiej przyzwoitości. Jak by cofnął jeszcze taśmę parę klatek, to by się dowiedział, co próżnię wytworzyło, obstawiam się że w Hansie Prostaku kryje się, sic, odpowiedź, w jego zainteresowaniach budowlano-mostowych, w jego wyhodowaniu na cudzie przemysłu.(piszę to teraz z natchnienia, więc w detalach mogę się rozminąć) Morowe powietrze, in spiro, czego się nawydychali, ktoś im odessał ducha. To że to kukła, to wiadomo. Ale za jakie grzechy przez 800 stron drobnym drukiem?

5,5. nuda, nuda, nuda, dyrdymały

6. Oto potrzebna mi persona (z tych dwóch tłumaczeń preferuję to starsze, bo się przyzwyczaiłam, a nowsze jest językowo nowsze). Oto potrzebna im persona.


7. Czy to nie powinno mieć tytułu "Hodowla manekinów"? (Czytałeś "Hodowlę manekinów" Manna?)(Nie, ale czytałem "Roziskrzone istnienie" Dostojewskiego) Czemu okładka jest w tym kolorze? (bardzo wyrafinowany kolor lila) Czemu czemu czemu. 
Nie  zamierzam  teraz  tego  czytać  ponownie.

8. "Hodowla manekinów" Murakamiego (wolne żarty!)

9. A może pisał?!

10. Ten kolor, co to za kolor - wyziewy miasta (miazmaty) przefiltrowane przez światło, także miasta? Brudny róż majtkowy. Czarodziejski. Dajcie spokój. Wszystkie pułapeczki interpretacji szkolnej. Bo to zła kobieta była.

11. Wiek zawierania małżeństw, co? (Terminator Gołąbek: "co?")

12. Najpierw napisał ten dialog, resztę dopisał. Otorbił ten dialog, 400 stron w te, 400 w tamtą.

13. Frojd jest u Frojda symbolem.

14. Mamy jedną rzecz która jeszcze nie jest u Frojda symbolem, ale nie możemy, bo będzie. Tak to jest z symbolami u frojda.

15. Ja tego tłumaczenia nie akceptuję, ja go nawet nie chcę czytać, gdyż ono ma nowoczesne mięśnie, ale muszę przyznać, że jest genialne.(tłumacz puścił się oryginału i umie pływać). Układ książki też,, genialny. A ja nie mogę się odczepić od tamtego.


16. Do czego zmierzam?

nie związane z tematem: od strony chronologii, motywacji, świadomości. (zauważta że są to ulubione słowa naszei epoki). (co jak tak dzisiaj hermetycznie)





tracklista

1. na początku pijana kołysanka ludowa 0:02
2. coś się stacza z górki 0:43
3. ale powoli 0:55
4. prześwit
5. rozkojarzenie 1:17
6. jakaś trzeźwa impreza ludowa 1:47
7. świt


17. Bibliografia, od dołu:
Czarodziejska góra, Tomek Mann, Muza 2012, przekład Józef Kramsztyk (t.1) i Jan Łukowski (t.2)
Przejrzystość rzeczy, Vladimir Nabokov Państwowy Instytut Wydawniczy 1982, przełożyła Ariadna Demkowska-Bohdziewicz
Przezroczyste przedmioty, Vladimir Nabokov, Muza 2011, przełożyła Jolanta Kozak


11 komentarzy:

  1. Moje podejscie na szczyt czarodziejskiej góry bylo tez szczodrze uslane wyzej wymienionymi przeszkodami :)
    Moral natomiast wynioslam z lektury tylko jeden: czlowiek jest w stanie na niezwykle wymyslne i skomplikowane sposoby zmarnowac sobie zycie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten morał to może być dobry trop. Nie mamy kontaktu z Tomkiem Gdziekolwiek Przebywa ale może zafaluje firanką, czy dobrze interpretujemy.

      Usuń
    2. Mi na razie Tomek nie zafalowal. Moze dlatego, ze nie mam firanek.
      A swoja droga, jestem ciekawa ilu jest ludzi, którzy tak naprawde co do slówka przebrneli przez dialogi Settembriniego z Nafta (bo to byla dla mnie wlasnie Wielka Pardubicka)

      Usuń
    3. Tak. Właśnie na tym okrążeniu wszyscy odpadliśmy z Czarodziejskiej.
      Podnosi na duchu że nie byliśmy sami. Z drugiej strony, gdybyśmy wtedy nie odpadli, stratował by nas podkutymi buciorami Hans C.

      A ten na S. to Belzebub jest, we własnej osobomarynarce.

      Usuń
  2. miejsce: szkoła średnia
    czas: jakieś wczesne lata 20. XIX wieku
    ja: nie czytałem "Czarodziejskiej góry"
    kolega (wrzeszczy z wyrzutem): NIE CZYTAŁEŚ??!
    no i nie czytałem do dziś.
    tylko "Bodenbrookow". no dobra - zacząłem, tak z 6 lat temu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to był polonista a nie kolega? Przez 190 lat retrospekcja może się rypnąć każdemu.

      Usuń
  3. dawno żech czytała, to mogę się mylić, a nie chce mię się iść korytarzem w stronę światła biblioteczki i sięgać (zwłaszcza, ze muszę w celu wspiąć się na oparcie kanapki zwanej sofką zdaje się), ale czy w drze F. nie pisał o cyckach? tak jakby mimochodem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. się przeszłam w stronę regału i pokartkowałam bo nie czytałam i co mam teraz, to dziwne odczucie, że podmiot artystyczny nadawczy rozkręca sobie swoim drobnomieszczańskim śrubokręcikiem inne androidy i ich wszystkie filisterskie, mieszczańskie, takie i siakie motywacje, sam przy tym będąc schyłkowym osiągnięciem epoki rozumu, słowem wrażenie jest takie że jeden robot analizuje inne roboty i mnie zastanawia dlaczego taka bezduszna proza jest w top 10 osiągnięć ziemskiej literatury ORAZ nie czytałam ale chyba pod koniec wpada tam na scenę prosta kobieta z ludu czy coś w tym guście bezguście

      Usuń
    2. i tak, były tam jakieś kobiety (z kartkowania), było rozmarzanie pciowe, więc musiało coś być.

      Usuń

Sądzisz coś o tym lub o tamtym? Uzewnętrznij się. (W pewnych granicach). (Czasem nie odpisuję, albo odpisuję po kilku latach. I takie tam) (Wiem że to nieadaptacyjne.)