Zanym pożre mnie melancholia, nieuchronnie wytwarzająca w zetknięciu z IMPERATYWEM POWSZECHNEJ RADOŚCI (specjalnie piszę to bardzo dużymy) produkowanym pod pretekstem nowego roku, życzę wszystkim co podejdą (czyli tym którzy śnią mi się na jawie i tym którzy śnią mi się we śnie), żeby świat was głaskał czule swoją kosmatą łapą, żebyście mieli swoje wejścio-wyjścia ewakuacyjne z rzeczywistości i żeby było wam raczej ciepło niż zimno.
sobota, 31 grudnia 2016
środa, 28 grudnia 2016
Czy leci z nami Terminator Gołąbek?
materiały fabrykanta |
Pasażerowie, film, recenzja, sf, amerykański, 2016, w kinach.
ja jestem pasażerę
wyrywam okładzinę ze ścian statku kosmicznego
jadę z ładną aktorką
która jest pisarką
SPOILERY.
Chociaż. Nie ma w tym filmie żadnego suspensu który dałby się popsuć ujawnieniem. Można obejrzeć. Dobry święty las nie jest zły. Ja oglądałam dla scenografii, interfejsów użytkownika, maszyn, urządzeń i lotu w kosmos. Ogólne wrażenie może posłużyć za trampolinkę dla wyobraźni. Ale.
1. Najpierwsze co musimy uczynić, to przemianować ten film na Malfunction. Coś się psuje na dizajnerskim statku kosmicznym. Latająca konserwa zaczyna się dziwnie zachowywać. To jest klimat pierwszej połowy filmu: technicyzująco-alienujący. Ten klimat film niniejszy dzieli z filmem Moon, co by nie powiedzieć zrzyna, jednak filmu Moon nic jeszcze nie zdołało/strącić z mojego piedestału.
2. Potem musimy poprawić kategorie: jest to komedia romantyczna, zawierająca humor zamierzony i niezamierzony, z elementami sf.
3. Co 5 minut, przelatywała mi z prędkością 1/2c myśl: Co tu robi Bridget Jones? Co tu robi Bridget Jones?
4. Ponieważ czynnik ludzki i wątek ludzki jest tu groteskowo przerysowany, nic mnie nie obchodzą dylematy moralne które się tam próbuje sprzedać jako materiał do przemyśliwań i dyskusji.
5. Czytelnicy zaznajomieni z przygodami Terminatora Gołąbka poczują się dziwnie familiarnie. (Niezaznajomieni mogą uczynić to tutaj)
6. Na początku filmu biegnie też duży szew, ślad po tym jak wycięto na czyjeś wyraźne życzenie sporo scen związanych z początkową eksploracją statku przez głównego bohatera, jak mu tam było, rozpracowywaniem układu pomieszczeń, znajdowaniem narzędzi, itp.
7. A potem to już lecimy na wycieczkę: co jest przyczyną świętej malfunkcji? - dziura w statku. Skąd to wiemy? - z ekstrapolacji i interpolacji danych. Co spowodowało dziurę? - meteoryt. Jak naprawić reaktor? - trzeba wejść do środka. Jak jest w środku działającego reaktora? - gorąco. Co dokładnie się w tym reaktorze reakcjuje? - nie interesuje mnie to. Na ile można podlecieć do gwiazdy - blisko. Czy macie skafandry kosmiczne odporne na wszystko? - oczywiście, zapakować? Jak szybko zabraknie w nich tlenu? - tak szybko jak się da. Itd.
8. Dizajnerski statek kosmiczny ma wszystkie panele dotykowe, żadnych przycisków, co mnie smuci. Jednak jak powszechnie wiadomo, w przypadku świętej malfunkcji trzeba zejść paradygmat w dół, to jest ku śrubokrętom, młotom, młotkom, kopniakom i innym bezpośrednim manipulacjom w trójwymiarze na materii. Po tym właśnie poznajemy że znajdujemy się w okolicach XX-XXI wieku i ani stulecia dalej, niezależnie od napisów na dekoracjach. Wskazywałyby też na to etykiety na kapsułach hibernacyjnych, z imieniem nazwiskiem i zawodem (wykonywanym? wyuczonym?) przymrożonego. O motywach dla których obydwoje i 4998 pozostałych postanowili uwinąć się z ziemskiej merytokracji wiemy niewiele, słychać jakieś niewyraźne pochrząkiwania wskazujące że Ziemia jest już passe, ale nic dramatycznego. Ot, taki całożyciowy rejs kosmicznym wagonem sypialnym z funkcją restartu, nad powodzeniem którego czuwa komputer wyświetlający nikomu raporty o awariach. Jak już wspomniałam, gatunkowo jest to komedia.
9. Ale co tam, jesteśmy na wycieczce,to podziwiamy widoki i zakręty fabuły.
10. Najmocniejszym dowodem, że jest to komedia jest scena gdy sam z siebie odhibernowuje się ważny członek załogi i pierwszą jego kwestią jest: "kto posadził drzewo na moim statku?". Widzimy wszyscy faceta pierwszy raz w filmie, wychodzi znikąd, zjawia się na środku fabuły i pyta o drzewo. (Ja od razu sobie myślę: może przez to drzewo? może korzenie...) Ale nie! Obudził się, bo święta malfunkcja. I w samą porę, ktoś kompetentny. Potem całe to naprawianie reaktora typu x, i ogólna ognioodporność, radiacjodporność, mrozoodporność, może wycięli jakąś scenę końcową w której oboje demonstrują swoje ukrywane pokrewieństwo z panem barmanem, jakieś bebechy z azbestu i niklu, nie wiem, nie wiem. (No dobra, ten reaktor to był może typ szczepiający a nie rozszczepiający, sądząc po kolistym obiegu plazmy. Żadne ludzkie słowo na ten temat jednak nie pada.)
11. Aha, no tak, i kura. Wszystkie niewygody logiczne fabuły rekompensuje nam kura. Kura w kosmosie. Jest i kura w tym filmie. Jednak było warto. Jednak tak.
12. Jak wyobrażam sobie przemysł filmowy i jego mikrofalowo podgrzewane dramaturgie, to z mgły wyłania się coś na kształt cepa, który wali po głowach maluczkich tak długo, aż zaczynają się z nich sypać brzęczące pieniążki. Chyba przypomniało mi się dlaczego zwłaszcza nie chodzę do kina na filmy wszystkie.
To mogło być fajne, psujący się raj, podróż z punktu A do punktu B we śnie, opiekująca się głupia technologia, coraz więcej rys na edenie, na końcu okazuje się że nigdzie nie lecimy. W ładowni odkrywamy zahibernowne hipopotamy które planują przejąć władzę nad planetą, za sterami ufo, wszystkim tym zarządza zbuntowane AI które planuje wcielić się w hipopotamy i przejąć władzę...ufo nie planuje przejmować niczego, nie musi, ale też nie sprawdziło co przyczepiło mu się do buta...kod genetyczny starożytnych wojowników z rodu zombi...który ożywiony w specjalnych urządzeniach ma być wprowadzony w...tak właśnie...dużo barwnych pojedynków z hipopotamami zbrojach i rynsztunku które gonią wampiry w przestrzeni kosmicznej...naprawdę warto zobaczyć.
wtorek, 27 grudnia 2016
Kącik astronomiczny
od do
Wszystkie gwiazdy są szalone
Wszystkie łudzą nas swym chłodnym miłowaniem
Lecimy ku nim z wdziękiem tancerza po kursie
korespondencyjnym właśnie przerabiam
kontrolowane spadanie
im mocniej patrzysz tym
bardziej parzy cię
pustka pustki im bardziej
wchłania nas cię
zewnętrzny obcy rytm
tym głębszy szykuje się upadek
w zieloność smutku w
narosłą przez noc
trawę.
poniedziałek, 19 grudnia 2016
Kolorolorowanka
Prawda jest taka że, rysowałam to w poziomie:
Więc nie wiem, skąd się pojawił ten regeindiański kogutoorzeł z indygo grzebieniem:
Wcale się nie zapowiadało, kiedy to szło jeszcze w stronę tańczącej marchewki:
kiedy to jeszcze mogliśmy zrobić z tego na przykład czyjś sen o dzikiej dżungli z pawianami:
Więc nie wiem, skąd się pojawił ten regeindiański kogutoorzeł z indygo grzebieniem:
Wcale się nie zapowiadało, kiedy to szło jeszcze w stronę tańczącej marchewki:
kiedy to jeszcze mogliśmy zrobić z tego na przykład czyjś sen o dzikiej dżungli z pawianami:
niedziela, 11 grudnia 2016
Majakowski kontra Słonimski
"Przy stole przypadkowo siedziałem naprzeciw Majakowskiego. Wesoły, kordialny, chciał trochę (...) epatować wzgardliwym dla burżuazyjnych form zachowaniem, więc gdy siadł za stołem, wyjął ręką z salaterki pełnej kopru kiszony ogórek i zagryzł ostentacyjnie. W odpowiedzi wziąłem z półmiska pełną dłonią sałatkę majonezową. Majakowski przez chwilę patrzył na mnie, wreszcie uśmiechnął się, ogórek położył na talerzu.".
Wydobyte z "W przedwojennej Polsce" pod autorstwem Mai i Jana Łozińskich, PWN 2011
sobota, 10 grudnia 2016
wtorek, 6 grudnia 2016
Gwiezdna Szopa 11 - Poplątanie
Lista wszystkich poprzednich odcinków przygód Terminatora Gołąbka tutaj
Obrazki powiększą się ctrl+ albo kliknięciem
W poprzednim odcinku: Gwiezdna Szopa 10 - Emisja
Obrazki powiększą się ctrl+ albo kliknięciem
W poprzednim odcinku: Gwiezdna Szopa 10 - Emisja
piątek, 2 grudnia 2016
Tacy sami, a ściana mdzy nmi
film "Nowy początek",
SPOILER a raczej WARNING.
Dobry Hollywood nie jest zły (to z pozytywów).
Następny Interstellar. Miękkie sf. Wiedziałam to od momentu gdy supertwardy lekarz wojskowy przed kontaktem 5 stopnia daje im szczepionki "na różne bakterie" o ile mnie such nie mylił.
Kosmici nadlatują i zawisają, pies ich jeden wie po co. Najlepsza dostępna lingwistka dostaje zadanie - dowiedzieć się w jakim celu ta wizyta. Tu jeszcze mogło by być ciekawie. W środku statku jest mniejsza grawitacja, po to żeby było inaczej. Kosmici oddzielili się szybą i mgłą. Nie wzięli ze sobą rozmówek ziemsko-nieziemskich, turkają jakiś psycho-chillout, porucznik nagrywa ich na dyktafon i leci po pomoc. Ciekawiej by było rozszyfrowywać samo turkanie, ale pewnie to mało hollywoodzkie. Albo jakby pani lingwistce zmienił się zakres pojęć na nieziemski, jednakże bez zmiany powłok zewnętrznych, zastrzegamy. Szczegółów technicznych lingwistycznych nam się nie udostępnia. Przewija się raz czy dwa jakiś kapitan Marks, co jest trochę zabawne.
Zauważyć należy że nie pokazali nam pierwszego zetknięcia, lecimy razem z lingwistką i jej absztyfikantem "na gotowe". Jedynie z dyktafonu wiemy że zadawali im pytania, na które oni odpowiadali "trutttttrtutttrttrrrr". Nic dziwnego że porucznik się wkurzył - przylatują na wystawę minerałów ze swoim eksponatem i nie płacą za parking, nadbagaż i wizę. Nikt nie wie jak ten dizajnerski statek kosmiczny działa i nikt się nie dowie, i nikt nam nie pokaże że nikt się nie dowie. (Z katalogu: "...wpisuje się w nadwspółczesną koncepcję integrowania układów sterujących z obudową...zacierając podział na część mieszkalną i sterownię...czasodynamiczny kształt...dobrze prezentuje się na orbicie...wodoodporny...")
Potrafią sterować grawitacją i się znikać, ale niestety są nieodporni na ziemskie materiały wybuchowe (i pewnie na marcepan), co scenariusz skrupulatnie wykorzysta. Z twarzy podobni do skostniałych ośmiornic (lub jak to ujął lepiej ode mnie ktoś na imdb: "big chicken feet came out of the mist to squirt ink blots on a glass wall.")(To Jest Poezja)(jak mają mniejszą grawitację to po co im tyle szkieletu) Domatorzy, przylecieli skądinąd, ale nie chcą wychodzić, trzeba się do nich fatygować. No to kuriozalna ekipa z kanarkiem (co to XIX wiek?) kursuje między militarnymi namiotami a wnętrzem kamienia, w szybkim tempie zużywając suspens.
A tymczasem kosminauci też mają koncept pisania. Też mają imiona. Może też mają rodziny, telewizory, domy, kanapy, lodówki i kina w których oglądają bokozrywne filmy sf o nas. Pokażesz im tabliczkę z napisem "human" i rachu ciachu - kontakt nawiązany. Nie było to trudne. Wiedzieli co to tabliczka. Nasze pismo ręczne przetwarzają. Przyłożysz dłoń do szyby, oni przyłożą swoją przyssawkę. Kilka takich spotkań i już macie niezły kontakt. Potem tylko trzeba wracać i uczyć się pojęć - łatwizna. Pojęcia też mają takie same, czyli sami swoi, odbieramy na tych samych falach, obydwooje lubimy Do Elizy Orzeszkowa. Tworzy się jakby kameralna szkółka językowa w której obca cywilizacja uczy się angielskiego metodą "na kolonialistę". Chętni i pojętni to uczniowie. Mogliby nam widzom też przy okazji wyjaśnić w jaki sposób pojęcia które nie dość że mamy z nimi wspólne, są reprezentowane przez te chlapnięcia czarnego tuszu 3D. To by mnie najbardziej interesowało. Oraz co stworzyło ich cywilizację, o ile stworzyło, o ile mają i o ile o ile. (odpowiedź: mgła)
Wątek naukowy reprezentowany jest przez rozumowanie: zobacz na ten pozornie przypadkowy rozkład - potraktowałem elementy powtarzające się jako jedynki, a resztę jak zera - policzyłem proporcję - i wiesz co mi wyszło? - 0,0833 - ?? -- to jedna dwunasta - to znaczy że mamy jedną dwunastą zagadki - ale jesteśmy ubawieni.
Jak jest po waszemu "uratować ludzkość"? "trutttrtuttt"
A klisze? "trutrutututrutrututu(...)"
Powiedzcie coś od siebie.
Trututtu ttttrrutt tut tut rrrrrr, trrr, trrr, tt, rrrr, ttr. Rrtrr! Ruttutrttrutut.
(Prezentuje swój kod genetyczny, bezpośrednio. Doleciał do nich film "Arrival", obejrzeli, całą dwumilionletnią cywilizację rozniosło wpizdu. Mnogie wstrząsania trawialni obudziły śpiące góry ognia. On jest ostatni, bo nie oglądał, był przeziębiony, to przez tą wilgoć. Pyta czy nie znajdzie się jakaś fajna siedmiornica. Napisał że płciowy wygimnastykowany brunet, wyględny, pelargonia, mobilny, pacyfista, bez nałogów, lubi nieprzetłumaczalne, skraplać, skład odwrotny, warząchew(?).)(kontakt w redakcji)
Teraz czekam na "Pasażerów", premiera w grudniu. Czy będą wyrywać gąbkę z siedzeń? Czy będą w galarecie się nurzać? Czy będą mnie zniechęcać do kinematografii? Czy matografia nie wstydzi się stosować wciąż tych samych dramatycznych zagrywań? Czy to inaczej się nie da? Rtrrrrtrtrrtrrrr.
wtorek, 29 listopada 2016
poniedziałek, 28 listopada 2016
Co za galon!
Kolejny oto przypadek* kiedy tłumaczowi oprócz pieniędzy trzeba wręczyć różne suweniry rzeczowe i pół kwiaciarni. Jeśli idzie o tłumaczy to był też jeden młodzieniec co przetłumaczył Finn..Wake Ulissesa, ale wiela go to kosztowało.(nie wiem, nie czytałam, szanuję) (szanujcie swoich tłumaczy, inaczej zostaniecie sami w lesie psychodelii umysłu nieprzetłumaczonego, czy rozumiem się?)("But Maxwell was fine")
*) "Ćwiczenia stylistyczne" Raymonda Queneau (odmieniusz się?) przełożył Jan Gondowicz, czyli opowiedziana na 99 sposobów banalna historia jakiegoś faceta w kapeluszu który wsiada do autobuszu, a potem wysiada. Uniwersalna opowieść grzmiąca echem, dobra nie muszę kończyć. Ważne jest że styl triumfuje bez reszty nad treścią oraz podkreślone długopisem (niebieskim). (Tzw. Fraza Tysiąclecia)
sobota, 26 listopada 2016
Dziennik pokładowy 2
"Komandor Myork melduje: przy schodzeniu z zamarzniętego jeziora zostaliśmy zaatakowani przez prostopadłościan. Trzeba było zostać w kraterze. Porucznik Gneada ugryziony w łokieć, zniknęły zapasy sera. Następnym razem wyślijcie tu Arborovskyego, ja nie mam ludzi i sprzętu na takie klimaty. 14, prawdopodobnie 20 stopni. Wiatr ciepły."
niedziela, 20 listopada 2016
sobota, 19 listopada 2016
piątek, 18 listopada 2016
wtorek, 15 listopada 2016
poniedziałek, 14 listopada 2016
Wernisażyk
---------------------------------------------------------------------------------------
system się kalibruje 50% czasu działania systemu...niektóre klawisze nietrafione...
z filmu z pod nie tym samym tytułem...
środa, 9 listopada 2016
Czego ja sie nażarłam
drugi sen w prawo
gdzieżem z tobą dotarł
z tobą się rozstanę
pójdą moje buty
pójdą moje same
gdzieżem z toba dotarł
księżyc mój jest w zmowie
gdzieżem z tobą patrzał
księżyc nic nie powie
sam już teraz nie wiem
sam już teraz nie wiem
usiadłbym znów znowu
pod rozstajnym niebem
niedziela, 6 listopada 2016
Owoce bez obaw, owoce
Zwyczajowo na wstępie wspomnę o tym w jakich warunkach kończyłam swój seans czytelniczy, bo to przecież też jest wycinkiem czasu, który stanie się zaraz kolejnym zaszuszonym liściem w albumie wspomnień. Kawa herbata zdążyła już dawno wystyc. Rozkoszowałam się nadejściem świtu, a zza okna dobiegało mnie kwilenie eskadry skowronków zwanych także wysłannikami dnia. Zziębnięte kończyny okryłam kocem, a głowa lampki nocnej stanowczo chyliła się do zasłużonego snu. Nagle zorientowałam się że skończyły mi się ciasteczka. Wiecie, te pachnące cynamonem, hojnie inkrustowane rodzynkami i bakaliami maluteńkie cuda sztuki cukierniczej które umilają każdemu jego gorycze dnia powszedniego. Pomyślałam: "O nie, czyżby problem z aprowizacją stanie okoniem?" Ale nie pozwoliłam by problem ciasteczek stanął na przeszkodzie pomiędzy mną a szczytowym osiągnięciem prozy literatury XX wieku. Czym więc naprawdę jest powieść Tomasza Mann "Czarodziejska góra"? Dobre pytanie. Jest to złożona historia złożona z wielu mniejszych historii, którą uważny czytelnik musi poskładać w swej głowie. Gdy wypakowywałam gruby tom z objęć paczki pocztowej, przeszywała mnie niepokojąca myśl, czy tak drobny druk nie sprawi że zacznę prześlizgiwać się wzrokiem, zamiast uważnie chłonąć prozę mistrza. Bez obaw! Moje obawy okazały się płonne. Tomasz Mann doskonale zna się na rzeczy i udowadnia to w każdym paragrafie. Historia Hansa Castorpa, przystojnego inżyniera i konstruktora mostów w wielu miejscach przypomina każdemu jego własne życie. Któż przecież nie chciał czasem schronić się na szczycie góry z kubkiem parującej aromatycznej gorącej świeżo zaparzonej kawy i przytulnym kocem którym marzy się tylko żeby się owinąć i na kilka godzin zapomnieć o nurtujących wymaganiach współczesnego świata. Tomasz Mann pisze nie tylko o mnie, ale i o sobie, o was, o nas i o nas w nas. Całość okraszona jest swoistym humorem który sprawia że po prostu wybuchamy śmiechem na zabawniejszych fragmentach, to na przemian zapadamy w refleksyjną zadumę. Na szczęście czytelniczy wysiłek zostaje nagrodzony, gdy przewracamy ostatnią kartę stronicy, wiemy już wszystko co chcieliśmy wiedzieć, a zza obwoluty dobiega nas dobrotliwy uśmiech autora. Dalszą część historii dopowiadają już skowronki i poranna wyprawa do lodówki. Po co? Po bezglutenowy jogurt naturalny i garść owoców leśnych, oczywiście! Warto zdrowo zacząć dzień!
czwartek, 3 listopada 2016
środa, 2 listopada 2016
Gwiezdna Szopa 10 - Emisja
Lista wszystkich poprzednich odcinków przygód Terminatora Gołąbka tutej
Obrazki powiększą się kliknięciem lub ctrl+
W poprzednim odcinku: Gwiezdna Szopa 9 - Tekstylium Tekstylium
Obrazki powiększą się kliknięciem lub ctrl+
W poprzednim odcinku: Gwiezdna Szopa 9 - Tekstylium Tekstylium
sobota, 29 października 2016
Biusthalter ghostbuster
kolejny ożywiony z delecji wpis blogowy, przywracam, a niech żyje, niech mu się ckni.
inspirowany był wpisem na blogu wuszki, gdzie dyskutowano wpływ biustów niewieścich na statystyki.
(temu blogu nie pomogło)
Tomasz Mann, niemiecki prozaik. Nie pisał o cyckach, szkoda. Co gorsza, zupełnie nie orientował się w realiach rynku wydawniczego. Swoją najważniejszą cegłę pisał 12 lat. Jestem dopiero w jednej czwartej, więc nie wiem i nie chcę wiedzieć, jak to się skończy. Strasznie trudno dobrać rozmiar. W każdym razie -- na początku to horror. Przekrwione oczy Hansa Castorpa. Zostań z nami na górze. Później romans, werteryzujący. Tomasz Mann nosiłby między 285B a 350C. Forma dostosowana do treści: im wolniej się czyta, tym lepiej (formuła sanatoryjna). Czas czytania koresponduje z czasem powieści (coś ala pierwszy zawiły rozdział w Adzie Nabokova, której to powieści także nie rozumiem - czy przewyrafinowanie czy przekwit czy geniusz nadaje jedną nogą z tamtego świata, ale to nie o to).
Aby wyrazić uczucie deżawi bohatera, autor powtarza swoje własne zdanie, którego użył parędziesiąt stron wcześniej. (Prawdziwa postmoderna!) Trzeba cierpliwie wprowadzać wszystkie dane do wyobraźni, w nagrodę obraz w wysokiej rozdzielczości (co wisiało gdzie, w którą stronę kto się odwrócił, co czytał, ile kosztowało, co pomyślał, co mu się przypomniało, gdzie stał jaki stół, co wygrawerowane, kto gdzie siedział, św. Tomasz od Pedantów). Diabeł nosi marynarkę w kratę i męczy wykładami, ale że nie wiem do czego to zmierza, więc się wstrzymam. Tak podejrzewam, że to do czegoś zmierza, że to będzie gigantyczna 800-stronicowa metafora, ciężkostrawna, ale przemeblowująca jakiś umysłowy pokój.
6 miesięcy później: w połowie książki zwiędłam. Drugą połowę połowy przekartkowałam. I co to ma być na końcu, gdy wszyscy mieszkańcy sanatorium (symboliczni czy nie) w wielkiej gorączce galopują na dół, ze swojej czarodziejskiej góry, na dół, hej, na koniki, wio, hej, wojenka, najprawdopodobniej pierwsza swiatowa; i potem scena jak Hans Castorp,( który, podejrzewam, jest pojemną kukłą) biegnie przez pole walki, w ostrzale, tępo, wojennie, bieży nucąc i sama już nie wiem, czy czytam/kartkuję wielkopomne dzieło niemieckiego prozaika niech spoczywa w spokoju, czy oglądam czas apokalipsy amerykańskiego reżysera nazwisko zapomniałam. I po co to było, po co to wszystko.
-------------
Będzie dopiska. Mamy tu tausend and sikstin. Tomasz Mann nie powiedział mi jeszcze ostatniego słowa.
1. Zaczynam odnosić wrażenie że TM to straszny zgrywus, jaja sobie robi ze swoich postaci, z czytelnika, wydawcy i z konwencji grubych mądrych ksiąg. W 1900którymś.
2. Kompozycyjno-strukturalnie to napiętrzył gratów, całą drogę zastawił wypaczonymi meblami z wyprzedaży posąsiedzkiej, nasypał na to kurzu i roztoczy z hodowli, i za tym wszystkim ukrył meritum. Zawierające się w ostatnim rozdziale, ostatnim zdaniu, ostatnim słowie.
3. Być może proces powyższy zaszedł podczas pisania (jeśli to prawda, że trwało tyle lat), podczas pisania styl zaczął mu młodnieć i nowocześnieć (chyba że pisał od końca)
4. Jeszcze mam tezę że wszystkie postacie w tej książce są jedną wielką postacią która gada do siebie, ale nie wiem co na to mój zaprzyjaźniony psychoanalityk który nic nie wie o moim istnieniu.
5. Kolejna teza także ryzykowna: Tomasz Mann wyczuł na czym polega istota próżni formującej się przed dziejowym galopowaniem z czarodziejskiej góry w błoto i okopy. On to tam zakodował, w naftalinie, zdaniach przynudzających i pozornej literackiej przyzwoitości. Jak by cofnął jeszcze taśmę parę klatek, to by się dowiedział, co próżnię wytworzyło, obstawiam się że w Hansie Prostaku kryje się, sic, odpowiedź, w jego zainteresowaniach budowlano-mostowych, w jego wyhodowaniu na cudzie przemysłu.(piszę to teraz z natchnienia, więc w detalach mogę się rozminąć) Morowe powietrze, in spiro, czego się nawydychali, ktoś im odessał ducha. To że to kukła, to wiadomo. Ale za jakie grzechy przez 800 stron drobnym drukiem?
5,5. nuda, nuda, nuda, dyrdymały
6. Oto potrzebna mi persona (z tych dwóch tłumaczeń preferuję to starsze, bo się przyzwyczaiłam, a nowsze jest językowo nowsze). Oto potrzebna im persona.
7. Czy to nie powinno mieć tytułu "Hodowla manekinów"? (Czytałeś "Hodowlę manekinów" Manna?)(Nie, ale czytałem "Roziskrzone istnienie" Dostojewskiego) Czemu okładka jest w tym kolorze? (bardzo wyrafinowany kolor lila) Czemu czemu czemu.
Nie zamierzam teraz tego czytać ponownie.
8. "Hodowla manekinów" Murakamiego (wolne żarty!)
9. A może pisał?!
10. Ten kolor, co to za kolor - wyziewy miasta (miazmaty) przefiltrowane przez światło, także miasta? Brudny róż majtkowy. Czarodziejski. Dajcie spokój. Wszystkie pułapeczki interpretacji szkolnej. Bo to zła kobieta była.
11. Wiek zawierania małżeństw, co? (Terminator Gołąbek: "co?")
12. Najpierw napisał ten dialog, resztę dopisał. Otorbił ten dialog, 400 stron w te, 400 w tamtą.
13. Frojd jest u Frojda symbolem.
14. Mamy jedną rzecz która jeszcze nie jest u Frojda symbolem, ale nie możemy, bo będzie. Tak to jest z symbolami u frojda.
15. Ja tego tłumaczenia nie akceptuję, ja go nawet nie chcę czytać, gdyż ono ma nowoczesne mięśnie, ale muszę przyznać, że jest genialne.(tłumacz puścił się oryginału i umie pływać). Układ książki też,, genialny. A ja nie mogę się odczepić od tamtego.
16. Do czego zmierzam?
nie związane z tematem: od strony chronologii, motywacji, świadomości. (zauważta że są to ulubione słowa naszei epoki). (co jak tak dzisiaj hermetycznie)
tracklista
1. na początku pijana kołysanka ludowa 0:02
2. coś się stacza z górki 0:43
3. ale powoli 0:55
4. prześwit
5. rozkojarzenie 1:17
6. jakaś trzeźwa impreza ludowa 1:47
7. świt
17. Bibliografia, od dołu:
Czarodziejska góra, Tomek Mann, Muza 2012, przekład Józef Kramsztyk (t.1) i Jan Łukowski (t.2)
Przejrzystość rzeczy, Vladimir Nabokov Państwowy Instytut Wydawniczy 1982, przełożyła Ariadna Demkowska-Bohdziewicz
Przezroczyste przedmioty, Vladimir Nabokov, Muza 2011, przełożyła Jolanta Kozak
środa, 26 października 2016
Subskrybuj:
Posty (Atom)